Wczoraj odwiedziłam moją Kuzynkę tą samą dzięki, której stałam się posiadaczką zdekompletowanej zastawy stołowej. Gdy piłyśmy kawę jej mąż siedział ukryty w jednym z zakamarków ich ogrodu. W pewnej chwili pojawił się w drzwiach i powiadomił nas, że już wyciął. Spojrzałyśmy na siebie, a w naszych oczach pojawiło się to samo pytanie: co wyciął? Wyciął śliwę. Śliwka była dorodna, dawała trochę cienia, miała smaczne owoce tylko była trochę "chorowita" - większość rosnących na niej śliwek było robaczywych. Niestety. Mężowi znudziło się dawanie jej "kolejnej szansy" na poprawę. Drzewo było wyjątkowe oporne na wszelkiego rodzaju opryski i nawozy. Dlatego też stwierdził, że najwyższy czas coś z tym zrobić.
Ogród dzięki temu zabiegowi zrobił się trochę bardziej jasny i doświetlony, a ja stałam się właścicielką krążków, które po obrobieniu będą służyły za podstawki pod świeczki. :)
Tym sposobem śliwka dostanie nowe życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz